KOBIETA BEZBOŻNA

Gęste włosy. Dłoń się topi, zanika, pochłonięta przez gąszcz; burza loków, świetlista włochata aureola, obiekt westchnień fryzjerów, stylistów, przechodniów, kierowców.

I te pokazy: sale pełne widzów, publiczne strzyżenie, modelowanie, tapirowanie, kręcenie. Prezentacje najnowszych trendów, najdroższych kosmetyków, pianek, żeli, gum, past, które każdy szanujący się fryzjer w salonie mieć powinien.

I te rzesze, tłumy po pokazie, lgnące do stoiska z produktami, kupujące wszystko jak leci, wszystko, co pozwoli z klientek łysawych, kaprawych zrobić gwiazdy Hollywood, odczarować nieudane trwałe, ożywić włosy niekochane, przesuszone, popalone.

I ona, stojąca na obcasach centymetrów dwanaście, prezentująca te fryzury, przepraszam czy mogę dotknąć, czy to pani naturalny kolor, och, ach, och, popatrz Bożena, jak się wiją, jak kręcą, jak lecą przez ręce, te włosy, to nie włosy, to cud natury, cud stworzenia.

Bo Bóg ją stworzył kobietą i dał włosów aż nadto, i te włosy ją prowadziły przez życie, przez zaliczenia na studiach, rozmowy kwalifikacyjne, negocjacje, randki, sypialnie. To dla włosów mężczyźni otwierali drzwi, przynosili kwiaty, dźwigali walizki, naprawiali krany.

To przez włosy czapka musiała być dwa rozmiary większa, opakowanie szamponu starczało na kilka użyć, ręcznik ociekał i nigdy nie chciał doschnąć. To przez włosy wydawała majątek na suszarki, szczotki, grzebienie, spinki, klamry, wsuwki, opaski. Włosy wymagały czasu, uwagi i pieniędzy, przez co stały się bliskie, jak najbliższa osoba, jak partner, sojusznik, przewodnik, rodzic i dziecko.

Były od niej mocniejsze gdy wszystko szło źle: dumne, silne, oporne na podmuchy losu i życiowe zawirowania. Tarcza, uniform, manifest: to ja, ja kobieta. Chroniły, skrywały, otulały. Były.

Diagnoza weszła w życie z dniem ogłoszenia wyroku. Lekarz słowo po słowie kapał trucizną, cedził nazwy, wypluwał wyrazy prosto w uszy. Złe rokowania rozpełzały się po małżowinach, gryzły bębenki, ślisko skapywały na ramiona.

Rak wszedł od tyłu i rozsiadł się okrakiem na tkankach. Przeżuwał ją od środka.

Wojna chemiczna trującymi pociskami zmiatała komórki, zmieniając stopniowo w pył całe wnętrze. Trujący grzyb autonuklearny wznosił się coraz wyżej, aż dotarł do włosów i wybił je z cebulkami od spodu.

Bóg stworzył kobietę i odebrał kobiecość za życia, a kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera – mówiła przed lustrem do bezpłciowo nagich ramion. Milczało do niej łyse, puste pobojowisko, świadectwo klęski kobiecości, zwycięstwa raka nad bogiem.

KOBIETA BEZBOŻNA

Dodaj komentarz